Prolog Miasto tańczyło już drugi dzień. Ulice rozedrgane upałem i muzyką podrygiwały całymi godzinami, nie przejmując się nieśmiałymi i całkowicie bezskutecznymi pr bami uporządkowania radosnego chaosu przez bezduszną sygnalizację świetlną. Czerwone, pomarańczowe, zielone... wyczekiwanie, kiedy tysiące k ł samochod w potoczy się do przodu. Wbrew wszelkim prawidłom ruchu drogowego miasto ruszało się jednak tylko w g rę i w d ł, falując od czasu do czasu na boki. Inny rodzaj ruchu zdawał się być zupełnie p