Fragment tekstu:
PrologBogowie przychodzą i odchodzą. Ulicę Bog w zamieszkują istoty warte więcej, a zarazem mniej niż człowiek, istoty budzące podziw i uwielbienie, strach i trwogę - i marzenia o niezmierzonej potędze. Nikt nie wie, kim ani czym są. Istniały, nim człowiek wybudował ulicę Bog w, będą istnieć, gdy pozostaną po niej już tylko zgliszcza i wspomnienia. Niekt rzy m wią, że b stwa stanowią ucieleśnienie pewnych rzeczywistości, że są abstrakcjami ubranymi w formę przez ludzkie pragnienia i lęki, a niekiedy po prostu przez czasy. Inni twierdzą, że to stworzenia nadprzyrodzone, przybyłe z innych wymiar w. Ale tak naprawdę nikt tego nie wie. Są rzeczywiste i nierzeczywiste, a właściwie ani takie, ani takie. Są istotami obdarzonymi mocą, a ulica Bog w należy wyłącznie do nich.Przychodzą i odchodzą.
Zab jca na wolnościZima wcześnie zawitała do Przystani, przynosząc wyjące wichry, śnieg z deszczem i przenikliwe zimno. Na dachach i murach miasta zalegały grube warstwy śniegu, a ściany pokrywał szron. Na ulicach pierwsi poranni przechodnie przedzierali się przez pośniegowe błoto, ślizgając się i przeklinając bezgłośnie. Lodowaty wiatr przenikał nawet przez najgrubsze futra, a mr z wgryzał się żarłocznie w bezbronne ciała. Zima zaatakowała Przystań, szczeg lnie dając się we znaki słabym i niedołężnym.Był wczesny ranek i czerwona kula słońca powoli wyłaniała się z mroku bezgwiezdnej nocy. Lampy uliczne, niczym bursztynowe wysepki na tle nieskończonej otchłani, odważnie rozświetlały ciemność. Na koniach i powozach pozawieszano czerwone latarnie podskakujące wśr d nocy jak rozżarzone węgielki. W tej scenerii przez chł d i mrok przedzierali się kapitanowie straży miejskiej Hawk i Fisher. Gdzieś pośr d wąskich uliczek i alejek P łnocnej Dzielnicy leżał trup. Nie było jeszcze wiadomo, dlaczego jest trupem. Posterunkowi zajmujący się tą sprawą mozolnie usiłowali dociec prawdy.Morderstwo nie było w P łnocnej Dzielnicy niczym nadzwyczajnym. Podobnie jak każde inne miasto, Przystań miała swoje ciemne zaułki. Była mrocznym miastem, najbardziej zdemoralizowanym w całych Dolnych Kr lestwach, a w P łnocnej Dzielnicy mord i korupcja panoszyły się otwarcie, napędzane chciwością, nienawiścią i potworną biedą. Każdego dnia ginęli tu ludzie. Niekiedy motywem były uczucia, kiedy indziej rozpacz, a czasem po prostu interesy. Mimo to dzisiejsze zab jstwo, ostatnie z serii krwawych mord w, wstrząsnęło nawet nawykłymi do takich wieści mieszkańcami dzielnicy. Straż wysłała więc na miejsce Hawka i Fisher. Byli dość odporni na wstrząsy.Hawk był wysoki, śniady, niegdyś przystojny. Na prawym oku nosił czarną przepaskę z jedwabiu, a twarz po tej stronie miał pooraną starymi bliznami. Był ubrany w długą, futrzaną kurtkę, spodnie i czarny płaszcz stanowiący mundur straży. Wyglądał dość niepozornie. Nie był umięśniony - raczej szczupły, choć solidnej konstrukcji, z lekko zarysowanym brzuszkiem. Czarne włosy sięgały ramion; nosił je zaczesane do tyłu i spięte srebrną klamrą. Skończył dopiero trzydzieści lat, lecz w jego włosach można było dostrzec pasemka siwizny. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak zwykły najemnik mający już za sobą najlepsze lata, przy bliższym wejrzeniu dostrzegało się jednak nieustępliwy, niemal złowrogi wyraz twarzy. Gdy ludzie przechodzili obok niego, starali się m wić cicho i spokojnie. Zamiast szabli strażnik nosił przy prawym boku top r o kr tkim trzonku. Był mistrzem we władaniu tą bronią. Przez pięć lat służby miał mn stwo okazji, by się wprawiać.Towarzyszka i małżonka Hawka, Izabela Fisher, bez trudu dotrzymywała mu kroku. Znali się tak długo, że ich ruchy były niemal synchroniczne. Izabela liczyła co najmniej sześć st p wzrostu, miała zgrabną, umięśnioną sylwetkę, nosiła długi, gruby blond warkocz sięgający do pasa i ozdobiony u dołu kulką z polerowanej stali. Miała nieco ponad dwadzieścia pięć lat i określenie "interesująca" pasowało do niej bardziej niż "piękna". Surowa, koścista twarz silnie kontrastowała z intensywnym błękitem oczu i wydatnymi ustami. Wyglądała jak ktoś, z kogo przeżycia wypłukały wszystkie ludzkie słab