Podwodny świat
Fragment tekstu:
Jeden
Proszę sobie tylko wyobrazić chłodny, słoneczny dzień, piętrzące się wysoko cumulusy suną na południowy wsch d, cienie pełzną ich śladem po łąkach, gdzie trawa czeka na ostatni tego roku pokos. Wąska droga wśr d p l, konny w z, na nim dwoje siedzących obok siebie staruszk w w odświętnych strojach. Jadą do miasta na pogrzeb swojej dorosłej c rki. Żadne się nie odzywa, chociaż gdyby przyjrzeć się uważniej, dałoby się zauważyć, że wargi staruszki nieustannie się poruszają, bez końca powtarzając bezgłośnie kilka tych samych sł w. To od niej wyszedł plan, zrodzony w ciągu długich tygodni konania c rki, by uratować wnuki - zabrać je z domu pozbawionego matki. Żeby zabrać całą tr jkę ze sobą na gospodarstwo. Powtarzała w myślach wszystko, co powie, sama nie zdając sobie sprawy, że wargi układają się w słowa. Mąż też niczego nie zauważył.I wyobraźcie sobie jeszcze coś takiego: trochę p źniej, po południu tego samego długiego dnia, dwie wnuczki, starsze, wsp lnie się zaśmiewające. Okrutnie wyśmiewające starą kobietę, swoją babkę, i jej pomylone pomysły.Chociaż może nie było w tym prawdziwego okrucieństwa. Przecież to tylko dzieci. Jak zwykle bezmyślne. Na dodatek większą część tego osobliwego dnia, dnia pogrzebu swojej matki, spędziły, ciągle się śmiejąc. Chichotały nerwowo, może nawet z nutą histerii, w zasadzie tylko dlatego, że nie bardzo wiedziały, co mają myśleć albo czuć. Śmiech był najprostszym wyjściem. W ten spos b chciały odeprzeć czyhające już na nie mroczne uczucia.Wstały na długo przed świtem, jeszcze zanim obudzili się ojciec i młodszy braciszek, zanim dziadkowie wyruszyli do miasta. Od nadmiaru obowiązk w aż kręciło im się w głowie. Posiłek po mszy miał być wymyślny - jaja w majonezie, szynka, zapiekanka z ziemniak w, bułki, trzy rodzaje sałatek w galarecie, pudding i maślane ciasteczka - i na każdą czekała cała lista zajęć związanych z jego przygotowaniem. Krzątały się po kuchni w nocnych koszulach, gdy do pomieszczenia powoli sączyło się łagodne, szare światło. Gdy zjawiła się gosposia, pani Beston, wygoniła je na g rę, żeby się ubrały.Poprzedniego dnia same uprasowały sobie sukienki, bo pani Beston była strasznie zajęta. Wisiały teraz na wieszaku za drzwiami ich pokoju, pachnące krochmalem i jeszcze jakby śladami ciepłego żelazka - tym słodkim, mącznym aromatem. Gdy nakładały je przez głowy, a potem pomagały sobie zapleść długie warkocze, bez przerwy wiły się w atakach śmiechu, r wnie niepowstrzymanych jak kichanie. Śmiech był czasami dziki, wręcz podły. Napędzał się własnym impetem. Starczyło, że spojrzały po sobie albo zobaczyły swojego zaspanego braciszka Freddiego, z włosami sterczącymi w najdziwniejsze strony, kt ry przyszedł do nich i usiadł na ł żku, żeby popatrzeć na dziewczyny.Być może więc tym należało wyjaśnić fakt, że p źniej, kiedy ojciec opowiedział im o zamysłach babki, nie mogły się powstrzymać i opanowała je ta sama dzika histeria. Śmiały się z niej. Śmiały się z babki i dziadka, kt rzy przytelepali się do miasta bryczką, kiedy ojciec właściwie od zawsze (tak naprawdę od siedmiu lat) miał samoch d. Śmiały się, bo w szczęce zostało babce tylko osiem zęb w i uśmiechając się, zasłaniała usta ręką - obie potrafiły świetnie naśladować ten niezręczny, nieśmiały gest. Śmiały się, bo włożyła idiotyczny słomkowy kapelusz, kt ry wyglądał jak sflaczały naleśnik, i staromodną sukienkę, tę samą staromodną sukienkę, kt rą nosiła przy wszystkich uroczystych okazjach. Śmiały się, bo zdawało jej się, że ojciec odda je bez oporu.
- To jeszcze dzieci - przekonywała zięcia staruszka. - Powinny mieć jakieś dzieciństwo. - Kiedy przywitali się i przeszli do salonu, zapowiedziała, że ma do powiedzenia coś poufnego, i wtedy on zamknął przesuwane drzwi. Tak dawno nikt ich nie zasuwał, że wok ł dekoracyjnych listew utworzyła się r wna, przypominająca futerko smuga kurzu.Siedzieli, unikając swoich spojrzeń, wdowiec i matka zmarłej. Babka zmusiła się do m wienia i wyjaśnienia mu swojego planu. Nie była dobrym m wcą, nawet w najbardziej sprzyjających okolicznościach, a te należały, rzecz jasna, do t
- Sklep: Sklep wydawnictwa ZYSK I SPÓŁKA
- Kategoria: Kategorie/Beletrystyka/Kameleon
- Marka: Miller, Sue
- Dostępność: na stanie
- Zaktualizowany: 19.11.2024
- Cena: 29.90 zł
