Fragment tekstu:
Jest rok 2804. Międzygwiezdna emigracja z Ziemi trwa już prawie od siedmiu stuleci. Statystyki nie są jednoznaczne, ale zasiedlono dotychczas co najmniej pięćset, a być może grubo ponad tysiąc świat w. Całkowita ludzka populacja Galaktyki oscyluje pewnie koło biliona. Na Ziemi nominalną kontrolę nad wszystkimi koloniami sprawuje Konfederacja Ludzkich Świat w, w praktyce jednak jej rozporządzenia spotykają się z posłuchem jedynie w granicach wyznaczonych przez najdalej położoną stałą bazę systemu ziemskiego na Tytanie. Poza orbitą Saturna funkcjonują dwa podstawowe ugrupowania polityczne: Konfederacja Ludzkich Świat w (kt ra jest odłamem ziemskiej organizacji i założyła swoją stolicę w świecie znanym jako Unia) oraz Druga Federacja, z centrum na Buckingham. Obydwa związki dopiero w ciągu kolejnych dw ch stuleci staną się naprawdę popularne i wpływowe, a wtedy diametralna r żnica pogląd w doprowadzi je do stanu wzajemnej wojny. Do tego czasu ludziom, kt rzy potrzebują pomocy militarnej, a kt rym nie uśmiecha się ani dominacja Konfederacji, ani też Federacji, pozostaje ledwie kilka możliwości do wyboru. Ci, kt rzy mogą sobie na to pozwolić, zwracają się do najemnik w. Ich największa baza ulokowana jest na planecie Dirigent
1Temperatura spadła wreszcie poniżej trzydziestu ośmiu stopni Celsjusza, jednak wilgotność powietrza utrzymywała się na poziomie około stu procent. Nie pojawiał się nawet najlżejszy powiew wiatru, żeby przynieść choć drobną ulgę. Porucznik Lon Nolan od dawna pocił się obficie, ale pot nie parował i nie m gł go ochłodzić. Jedynie nasączał mundur, potęgując dyskomfort. Nawet bezruch męczył. Zatęchłe powietrze dżungli Nowej Bali było tak gęste od wilgoci, że samo oddychanie stawało się ciężką pracą. Dochodziła trzecia rano. Kompania A drugiego batalionu si dmego pułku Korpusu Najemnik w Dirigentu (KND) była gotowa do akcji.Lon uni sł osłonę hełmu, aby zaczerpnąć nieco powietrza. Czuł, że się dusi pod opuszczoną zasłoną, ale i podniesienie jej na niewiele się zdało. Po chwili zdjął hełm i rękawem otarł pot z twarzy. To też nie przyniosło ulgi. Rękaw był już całkiem mokry.- To śmieszne, Ivar - szepnął. - Można by się spodziewać, że po dw ch miesiącach w tej saunie człowiek wreszcie do tego przywyknie.- Są rzeczy, do kt rych nie można się przyzwyczaić, poruczniku - odburknął starszy sierżant Ivar Dendrow. Zamilkł na moment. - Założę się, że na nikim nie pozostał ani gram tłuszczu - dodał.Niekoniecznie miałoby to sugerować, że przed przybyciem na Nową Bali żołnierze z Dirigentu cierpieli na nadwagę - dbanie o sprawność było elementem ich stylu życia.- Przynajmniej niedługo się to skończy - powiedział Lon. - Jeżeli przez kilka najbliższych godzin wszystko p jdzie jak trzeba, jutro o tej porze będziemy z powrotem na statku.Wiedział, że nie powinien był tego m wić, nawet gdyby wydarzenia tych godzin miały toczyć się r wnie bezproblemowo jak podczas ćwiczeń na Dirigencie.Dotychczas podczas tej misji stracił trzech ludzi ze swoich dw ch pluton w. Wszyscy padli ofiarą upału i to w pierwszym tygodniu. Teraz, choć nadal cierpieli niewygody, byli już na tyle zaaklimatyzowani, żeby uniknąć kłopot w tej natury. Lon uważał, że jedyną dobra rzeczą, jaką można by powiedzieć o Nowej Bali, był brak żądlących czy gryzących stworzeń gustujących w ludzkiej krwi. Owady ich nie ruszały. Najwyraźniej nie było też węży, a jaszczurki trzymały się lokalnej zdobyczy, nawet te wielkie, kt re wydawały się spokrewnione z ziemskim waranem z Komodo.- Jeżeli wszystko p jdzie jak trzeba - powt rzył za nim Dendrow. Opuścił osłonę na tyle, aby rzucić okiem na wyświetlacz zegara. - Już czas, poruczniku.Lon zdusił w sobie westchnienie. Nie licowałoby z sytuacją. Ponownie otarł pot z twarzy - tym razem użył drugiego rękawa - i założył hełm. Zn w połączył się z Dendrowem na tym samym kanale, kt ry łączył go r wnież z dow dcą czwartego plutonu, sierżantem Weilem Jorgenem.- Przygotujcie ludzi do akcji.Nowa Bali była stosunkowo dawno skolonizowanym światem, ale rozwijała się bardzo wolno. Po czterystu latach liczba ludności nie przek
Fragment tekstu: Dla Jonathana- za trzydzieści bajecznych lat spędzonych z człowiekiem, a także z jego samochodami i licznymi gitarami dla Jessego, Rachel, Ilany i Alizy- od dzieci do mądrych dorosłych, dzięki za całą ekscytację, jaką mi dajecie i dla Barneya Karpfingera- za osiemnaście lat służby par exellence i bezcenną przyjaźń. Wspaniały z ciebie człowiek! Rozdział pierwszy Deckera natychmiast ogarnęło ogłuszające, osobliwe przeczucie, że wiadomości są bardzo złe. I od razu pomyślał o swoich r