Fragment tekstu:
Dla Terry'ego oraz Catrin, kt rzy ze mną pojechali
Wstęp
Inspiracją dla niniejszej książki był niezwykły zbi r kartek, znanych jako "Zapiski Mary", kt ry znaleziono wewnątrz narzuty pochodzącej z okresu kolonialnego. Zidentyfikowano je jako dziennik czternastoletniej Mary Newbury, kt rą w 1659 zmuszono do opuszczenia Anglii po egzekucji jej babki, skazanej za czary. W dzienniku znajdujemy opis jej podr ży do Ameryki oraz życia w osadzie purytan. Jej dziennik urywa się w p ł zdania, w chwili gdy Mary musi uciekać z osady, aby nie podzielić losu swojej babci.Choć znaleziono r wnież dwie kartki dopisane inną ręką, dziennik Mary kończy się w tym miejscu i tym samym kończy się historia Mary Newbury. Jeszcze zanim skończyłam przepisywać jej dziennik, zapragnęłam poznać jej dalsze losy i dlatego wystosowałam e-mailowy apel. Odpowiedziało na niego wiele os b. Chciałabym podziękować wszystkim korespondentom, kt rzy pomogli mi poskładać w całość historie ludzi, z kt rymi zetknęła się Mary Newbury. Starałam się zamieścić w tekście możliwie jak najwięcej tych informacji, jednak gdy w jakimś przypadku informacji było zbyt dużo, napisałam noty końcowe. Pomimo tego niniejsza książka jest przede wszystkim opowieścią o Mary - to ona okazała się najbardziej nieuchwytną ze wszystkich os b. Muszę zatem podziękować Agnes Herne oraz jej cioci, Miriam Lazare, ponieważ to one odnalazły dla mnie Mary. Bez ich pomocy ta książka nigdy nie zostałaby napisana.
Alison EllmanInstytut, Boston, Massachusetts
1Mary: Massachusetts, listopad 1660
Jeśli rzeczywiście jestem czarownicą, to moi prześladowcy wkr tce się o tym przekonają. Nigdy przedtem nie życzyłam nikomu źle, jednak od chwili, gdy opuściłam Beula, z gniewu i wściekłości miotam siarczyste przekleństwa. Nie zrobiłam nic złego, więc dlaczego musiałam uciekać jak zbieg? Winne były te, kt re mnie oskarżyły, Debora Vane i pozostałe dziewczęta. Nawet gdy zeznawały, że jestem czarownicą, w ich oczach było widać złośliwą satysfakcję. Szaleństwo wykrzywiające ich twarze było fałszem. Jak ludzie mogli tego nie widzieć? "Jak ktoś jest ślepy, to nic nie zobaczy", przypomniałam sobie słowa mojej babci. Była mądrą kobietą, jednak jej mądrość nie przyniosła jej nic poza smutkiem. Zakończyła swoje życie na szubienicznym drzewie, a teraz mnie czekał ten sam los.Szukali mnie, i to bardzo skrupulatnie. Schowałam się w izbie porodowej Rebeki, myśląc, że będę bezpieczna choćby przez jakiś czas, jednak zażądali wstępu nawet tam i podniesionymi głosami m wili o prawie oraz obowiązku. Tylko Marta im się przeciwstawiła, gotowa zmierzyć się z wielebnym Johnsonem niczym dzielny rudzik z atakującym jastrzębiem. Odeszli z ociąganiem. Słyszałam, jak przeszukują pozostałe części domu, chodząc od jednej izby do drugiej, a w odgłosach ich krok w głucho pobrzmiewała nienawiść.Udało mi się wydostać z osady, jednak ruszyli za mną w pościg. Słyszałam, jak nawołują się pośr d drzew, widziałam ich pochodnie, wyglądające w ciemnościach jak malutkie płomyki. Słyszałam zawodzenie i ujadanie ps w. Psy biegną szybciej niż ludzie.Wkr tce po tym, jak opuściłam osadę, zaczął padać marznący śnieg i zerwał się wiatr. Gęstniejący śnieg pokrywał ziemię białą powłoką, ułatwiając psom odnalezienie mnie. Pierwszy dogonił mnie stary Tom, pies myśliwski Josiasza Cromptona. Jest psem - wzrokowcem, dopada zwierzynę dzięki dobremu wzrokowi. Stary Tom wyskoczył z kępy krzak w niedaleko ode mnie. Zadarł w g rę sw j długi, kościsty łeb i wydał z siebie głęboki, gardłowy dźwięk, coś pomiędzy skowytem a zdławionym, tryumfalnym szczeknięciem. Na ten zew przybiegły do niego pozostałe psy. Stanęły wok ł mnie z wywieszonymi ozorami i błyszczącymi ślepiami.Tak mnie osaczyły, że nie miałam dokąd uciec. Oparłam się plecami o drzewo i wpatrywałam się w nie, czekając, kiedy się na mnie rzucą. Tom podszedł bliżej, inne za nim, zacieśniając krąg. Nagle się zatrzymał. Uni sł łeb do g ry i nastawił uszu, jakby przysłuchiwał się jakiemuś dźwiękowi. Okrzyki mężczyzn stawały się coraz głośniejsze. Myślałam, że to im przysłuchuje się Tom i że wkr t