Fragment tekstu:
Dla Steve'a i Nancy Schwerner
Rozdział I
Kilka minut po dziewiątej zarzuciłem na ramię torbę na zakupy z domu towarowego Bloomingdale i wyszedłem z budynku r wnocześnie z blondynem o końskiej twarzy. Mężczyzna wyglądał jak sławny model. Ni sł neseser, kt rego najwyraźniej rzadko używał. Miał na sobie lekki płaszcz w szkocką kratę, a jego włosy, nieco dłuższe niż moje, były starannie przycięte.- Znowu się spotykamy - powiedziałem. Oczywiście było to bezczelne kłamstwo. - Kolejny dzień z głowy.Blondyn uśmiechnął się, tak jakby naprawdę chciał uwierzyć, że jesteśmy sąsiadami, kt rzy zamieniają ze sobą czasem parę sł w.- Mamy chłodny wiecz r - rzucił.Przyznałem mu rację. Zgodziłbym się chętnie z każdą jego uwagą. Blondyn był niezwykle elegancki i zmierzał na zach d w kierunku Sześćdziesiątej Si dmej Ulicy. Właśnie dlatego m gł mi się przydać. Nie miałem zamiaru zaprzyjaźniać się z nim ani umawiać na grę w piłkę ręczną. Nie chciałem znać nazwiska jego fryzjera i nie zamierzałem prosić go o przepis na kruche ciasto. Miałem nadzieję, że blondyn pomoże mi przejść obok portiera.Portier stał przed siedmiopiętrowym budynkiem z cegły kilkanaście metr w dalej. Przez ostatnie p ł godziny tkwił tam bez ruchu niczym posąg. Obserwowałem go trzydzieści minut w nadziei, że się ruszy, ale nie zrobił tego. Nie pozostawało mi więc nic innego jak przejść obok niego. Wbrew pozorom było to wykonalne i z pewnością łatwiejsze niż inne rozwiązania, kt re brałem przedtem pod uwagę - takie jak wejście do sąsiedniego budynku, skok na drabinę przeciwpożarową i wspinanie się po stalowych kratach piwnicy albo pierwszego piętra. Wszystko to było możliwe, ale co z tego? Najlepsza jest metoda Euklidesa w całej swojej prostocie: najkr tsza droga do budynku wiedzie przez drzwi frontowe.Liczyłem na to, że wysoki blondyn mieszka w budynku. Zamierzałem wejść z nim do holu, by, kontynuując rozmowę, wsiąść do windy. Wszystko jednak potoczyło się inaczej. Po chwili stało się jasne, że mężczyzna podąża uparcie w kierunku wschodnim i nie zamierza zboczyć z trasy.- Skręcam tutaj - poinformowałem go. - Mam nadzieję, że się panu powiodą interesy w Connecticut.Musiał się zdziwić, ponieważ nie rozmawialiśmy o interesach w Connecticut, ale być może pomyślał, że z kimś go pomyliłem. Nie miało to zresztą żadnego znaczenia. Nieznajomy szedł dalej w kierunku Mekki, a ja skręciłem w prawo (w stronę Brazylii). Przechodząc obok portiera, skinąłem lekko głową. Następnie uśmiechnąłem się do siwej staruszki, kt ra miała więcej niż jeden podbr dek, i powiedziałem przymilnie: "Dzień dobry". Kiedy jej terier kłapnął zębami obok mojej łydki, cmoknąłem cicho i skierowałem się w stronę windy.Wjechałem na czwarte piętro, rozejrzałem się trochę, potem zszedłem na trzecie. Robię to prawie zawsze, ale nie umiałbym powiedzieć dlaczego. Wydaje mi się, że widziałem kiedyś scenę z filmu, w kt rej bohater zachował się właśnie w ten spos b. Musiało to zrobić na mnie wrażenie. Schodzenie po schodach jest stratą czasu - szczeg lnie jeśli ma się do dyspozycji windę samoobsługową. Łatwo dzięki temu zapamiętać, gdzie są schody - można tę wiedzę wykorzystać p źniej w sytuacji awaryjnej. Wychodzę jednak z założenia, że człowiek taki jak ja powinien umieć znaleźć schody bez biegania po nich.Mieszkanie numer 311, kt rego szukałem, znajdowało się od frontu budynku, na trzecim piętrze. Stałem chwilę przed drzwiami, uważnie nasłuchując. W końcu nacisnąłem dzwonek, trzymając na nim palec dłuższą chwilę. Potem odczekałem trzydzieści sekund i nacisnąłem go znowu.Wierzcie mi - to nie jest strata czasu. Publiczne instytucje z pięćdziesięciu stan w dostarczają żywność tym wszystkim, kt rzy zaniedbali ten drobny szczeg ł. Samo naciśnięcie nie wystarczy. Parę lat temu zadzwoniłem do drzwi mieszkania uroczej pary o nazwisku Sandoval przy Park Avenue, wciskałem go, aż rozbolał mnie palec, i wylądowałem w więzieniu bez przekroczenia pola "start". Dzwonek nie działał. Kiedy wszedłem, państwo Sandoval pałaszowali angielskie bułeczki w kąciku kuchennym. W ten spos b Bernard G. Rhodenbarr wylądował w m
Drewniany domek manipulacyjny Lisek Włamywacz belgijskiej marki Lilliputiens to niebanalne wielofunkcyjne źródło rozrywki i nauki dla ciekawskich maluszków. Na każdej ścianie i dachu domku znajdują się drzwi, zamykane na 6 różnych rodzajów zapięć i metalowych zamków: suwak i zapięcie na rzep w dachu (wykonanym z solidnej tkaniny, przypiętej do ścian domku na napy) oraz kluczyk, zasuwka, zapadka i haczyk w drzwiczkach na kolejnych ścianach domku. Każde z tych drzwiczek prowadzą do innego sklepiku: rowerowe
Wulkan z Filmu "Kumple z Dżungli" Dżungla renomowanej firmy Giochi PreziosiZestaw tworzy wulkan z prawdziwie wydobywającym się dymem za szczytu, trampoliną, którą wyskoczyć można wprost do stawu. Są też dwaj bohaterowie: Pingwinek Maurycy i Ropuch Bob. Zestaw idealny dla miłośników filmu Kumple z Dżungli.Dymek wydobywający się z wulkanu. Jak to zrobić? Usuń chmurę dymu z góry Użyj dozownika, wlej kilka kropli wody destylowanej do zbiornika (max. 1 ml). Naciśnij przycisk 3-4 razy, aby wchłonąć wodę dest
Fragment tekstu: Dla Mary Pat, kt ra otworzyła właściwe drzwi Panie, ten, kto chce zarabiać na chleb, pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz. dr Samuel Johnson Rozdział I - Gramercy Park to oaza na środku szalejącego morza - powiedziała pani Henrietta Tyler. - Można się tam schronić przed pociskami zawistnego losu, o kt rych m wi poeta. - Pani Henrietta westchnęła. Wyglądała jak ktoś, kto patrzy na oazę wynurzającą się z morza. - Młody cz
Fragment tekstu: Dla Ottona Penzlera Autor ma przyjemność docenić pomoc Ragdale Foundation z Lake Forest w stanie Illinois, gdzie dokonano części przygotowań do niniejszej książki, a także wsparcie Virginia Center for the Creative Arts w Sweet Briar w Wirginii, gdzie ją napisał. Rozdział I Kwadrans po dziesiątej w ostatnią środę maja wsadziłem piękną kobietę do taks wki i patrzyłem, jak odjeżdża z mojego życia, a przynajmniej z najbliższej okolicy. Potem zszedłem z krawężnika i złapałem drugą taks
Fragment tekstu: 1 Tylko dwa razy w życiu widziałem taki wsch d słońca: raz w Wietnamie, kiedy "Skoczna Betty" startowała do nocnego patrolu i macki reflektor w przesunęły się po moich udach, a drugi, lata wcześniej w miasteczku Franklin w Luizjanie, gdy wraz z ojcem znaleźliśmy ciało działacza związkowego rozkrzyżowanego na drzwiach stodoły, z gwoźdźmi wbitymi w dłonie i kostki.Na chwilę przed tym, jak słońce wyskoczyło ponad krawędź zatoki, wiatr, kt ry przez całą noc pędził przed sobą spienione fale,
Fragment tekstu: Dla Lynne WoodDziękuję Michaelowi Trossmanowi, kt ry pokazał mi, jak przygotować pł tno pod obraz, i Laurence Anne Coe, kt ra nauczyła mnie, jak zbijać ramę. Rozdział I W Barnegat Books czas dłużył się niemiłosiernie - jak to zwykle bywa w antykwariatach. Ich właściciele nie muszą marzyć o spokojnej emeryturze - zazwyczaj czują się tak, jakby już na nią przeszli.Tego dnia wydarzyły się dwie godne uwagi rzeczy. Pewna kobieta przeczytała mi wiersz i obcy mężczyzna pr bował sprzedać mi ks